Luty z bolonką!?

Mateusz Pustuła: „Znowu coś poszło nie tak i Dziadek Mróz poskąpił wędkarzom noworocznego prezentu w postaci ogólnego zlodowacenia. W związku z tym znalazłem alternatywę na zimowe miesiące, a że nie lubię nad wodą tłoku, za cel wybieram niewielkie, zapomniane zimą rzeczki. Weekendowe łowienie nie jest dla mnie. Najbardziej w zimowym wędkowaniu lubię samotność i kilometry, które pokonam, nie oglądając się na nikogo.

Powiadom znajomego:

W moich okolicach szanse na spotkanie innego wędkarza zimą nad małą rzeką są niewielkie. Niestety, wzrastają one w weekendy, gdy pogoda dopisuje. Dlatego nad wodę wybieram się zazwyczaj od poniedziałku do czwartku.

Zimowe łowienie nie jest dla wszystkich. Z jednej strony odpadają ci, którzy boją się złej pogody, z drugiej natomiast wędkarze, którzy nie mają cierpliwości, a oczekują spektakularnych wyników. Wędkowanie w miesiącu lutym ma to do siebie, że każda, nawet niewielka ryba cieszy. Jest bowiem wychodzona i często wypracowana. Obiecującym miejscówkom trzeba poświęcić sporo czasu i bardzo dokładnie je obłowić. Nim to jednak nastąpi trzeba te miejsca wytypować, dobrać odpowiednie zestawy, modyfikować sposoby prowadzenia. Jest wiele elementów, które składają się na końcowy sukces. Tym elementom chciał-bym poświęcić niniejszy artykuł.

Mała rzeka

Niemal każdy z wędkarzy ma swoich okolicach niewielkie, urokliwe rzeczki, które są dopływami większych rzek lub łączą się z różnego rodzaju zbiornikami. Mogą to być zaporówki lub jeziora. Najważniejsze jest to, że do takich niewielkich „ciurków” migrują ryby. O ile w okresie letnim, przy niskim stanie wody, rzeczki te są często zupełnie nieatrakcyjne wędkarsko, o tyle w okresie zimowym, przy wyższych stanach wody możemy w nich spotkać ryby niemal wszystkich gatunków. Nie tylko stałych, rzecznych bywalców, jak klenie, jazie, krąpie, szczupaki, okonie, ale również większe leszcze, płocie, a nawet karpie. Atrakcyjne wędkarsko są wszelkie głębsze dołki, w których woda nie musi płynąć wartko, a rzeka uspokaja swój bieg. W związku z tym różnego rodzaju zatopione przeszkody, zakręty, zakola, zastoiska będą miejscami, którym trzeba poświęcić trochę czasu.

Takie lokacje z roku na rok mogą się zmieniać - niektóre dołki zostają zasypane przez nanoszony piach, a w ich miejscu pojawia się łacha, w innych z kolei spiętrza się woda, bowiem bobry postawiły świeżą tamę. Nie istnieje tutaj żadna reguła, więc każdego roku rzekę należy poznawać na nowo. Ogromnym plusem jest natomiast wielkość takich rzek. Nie są one odwiedzane tak chętnie, jak znane wszystkim zimowiska, w których grupuje się białoryb. Na pewno znacie takie miejsca w swojej okolicy, gdzie nawet zimą nad wodą trzeba być co najmniej pół godziny przed świtem, żeby w ogóle „załapać się” na łowienie...

Małe rzeki nie są dla wędkarzy tak atrakcyjne. W efekcie często goszczą tam stada kormoranów, które w wielu miejscach Polski są dużym problemem (ale to temat na zupełnie inny artykuł). W niewielkiej rzece atrakcyjne będą nawet nieduże różnice głębokości. Jeśli woda na danym odcinku ma średnio 70-80 cm, to półtorametrowy dołek jest potencjalną bankówką. To samo tyczy się wszelkich spowolnień nurtu, które naturalnie przyciągają ryby. Poza tym zimą potrafią one stać na rozmyciu warkocza czy tuż przed spiętrzeniami wody. Raczej unikam miejsc z bardzo szybkim nurtem chyba, że kryją one jakieś naturalne przeszkody ułożone na dnie lub są wyraźnie głębsze. Wówczas ryby mogą ukrywać się za przeszkodami lub w samym dołku, gdzie nurt jest wolniejszy i nie muszą tracić dodatkowej energii na walkę z nim. Jest tylko jedna metoda, by się przekonać, gdzie są ryby …”

Na stronie 22 WW 2/24 Mateusz Pustuła wędruje z bolonką  wzdłuż małej rzeczki i opowiada, jak łowi różne gatunki ryb.